Większość osób, którym opowiadam o tej sytuacji, której byłam świadkiem kilka lat temu, nie wierzy, że człowiek mógł podjąć tak ważną dla siebie decyzję w ciągu zaledwie kilku minut...
Na końcu poczekalni grzała się starsza kobieta. Cała w czerni. Skulona. Obok niej leżał tobołek. Nie było w nim jedzenia - inaczej staruszka dotknęłaby go przynajmniej raz w ciągu dnia.
Sądząc po wystających rogach tobołka, można było przypuszczać, że leżała tam ikona, a w oczy rzucała się chustka, najwyraźniej „na ostatnią podróż”. Nie miała nic innego.
Był wieczór. Ludzie kładli się na noc, próbując umieścić walizki z taki sposób, by zabezpieczyć się przed nieżyczliwymi ludźmi.
Staruszka nadal się nie ruszała. Nie, ona nie spała. Jej oczy były otwarte, ale obojętne na wszystko, co działo się wokół niej. Jej małe ramiona trzęsły się nierówno, jakby kurczowo trzymała w sobie wewnętrzny płacz. Ledwie poruszyła palcami i ustami, jakby wypowiadała tajemną modlitwę.
W swojej bezradności nie szukała współczucia i uwagi, nie zwracała się do nikogo i nie opuszczała swojego miejsca. Od czasu do czasu staruszka odwracała głowę w stronę drzwi wejściowych i z jakby ciężką pokorą opuszczała ją, kołysząc się beznadziejnie w tę i z powrotem, jakby przygotowywała się do jakiejś ostatecznej odpowiedzi.
Minęła noc na dworcu. Rano siedziała tak samo, wciąż milcząca i wyczerpana. Cierpliwa w swojej niedoli, nie położyła się nawet na chwilę.
Przed południem niedaleko niej usiadła młoda matka z dwójką dzieci w wieku dwóch i trzech lat. Dzieci wierciły się, bawiły, jadły i patrzyły na staruszkę, próbując wciągnąć ją w swoją zabawę.
Jeden z maluchów podszedł do niej i dotknął palcem rąbka jej czarnego płaszcza. Staruszka odwróciła głowę i wyglądała na tak zaskoczoną, jakby po raz pierwszy zobaczyła świat. Dotyk przywrócił ją do życia, jej oczy rozbłysły i uśmiechnęła się, a dłoń delikatnie dotknęła włosów dziecka.
Kobieta sięgnęła po dziecko, by wytrzeć mu nos i zauważając wyczekujące spojrzenie staruszki w kierunku drzwi, zapytała: „Na kogo Pani czeka? O której godzinie jest Pani pociąg?”.
Staruszka była zaskoczona tym pytaniem. Zawahała się, zadrżała, nie wiedząc dokąd pójść, westchnęła i jakby szeptem powiedziała: „Córko, nie mam pociągu!”. I skuliła się jeszcze bardziej.
Kobieta z dziećmi zorientowała się, że coś się dzieje. Wzruszona, ze współczuciem pochyliła się nad staruszką, przytuliła ją, pytając: „Proszę mi powiedzieć co się stało! Proszę! Co się dzieję - zwróciła się ponownie do starej kobiety - Czy pani chce jeść? Proszę się częstować!”.
Podała jej ugotowanego ziemniaka. I natychmiast, nie pytając jej o zgodę, zawinęła w swój szal. Dziecko również poczęstowało swoim kawałkiem mówiąc: „Jedz, babcia”. Przytuliła dziecko i przycisnęła jego kawałek do swoich ust. „Dziękuję, synu” - jęknęła.
Łzy stanęły jej w gardle.... I nagle coś w niej wybuchło tak potężnie i mocno, że zaczęła płakać mówiąc: „Boże! Wybacz mu!” - jęknęła i skuliła się, zasłaniając twarz rękami.
Mówiła i kwiliła: „Mój synu, mój synu... Mój kochany... Jedyny... Najważniejszy... Moje słoneczko... Mój mały wróbelek.... Przyszedł.... Zostawił”.
Zamilkła i powiedziała: „Panie! Zmiłuj się nad nim”. Nie miała już siły mówić ani płakać z powodu beznadziei, która ją ogarnęła.
„Dzieci, trzymajcie się babci” - krzyknęła kobieta i popędziła do kasy.
„Ludzie! Pomocy! Potrzebuję biletu! Ta starsza pani tam - wskazała na koniec sali - będzie moją matką! Zaraz będzie mój pociąg!”.
Kierowali się w stronę pociągu, a wszyscy odprowadzali ich mając łzy w oczach.
„Dzieci, znalazłam swoją matkę, a wy znaleźliście swoją babcię” - powiedziała dzieciom kobieta, promieniejąc z radości.
Większość osób, którym opowiadam o tej sytuacji, której byłam świadkiem kilka lat temu, nie wierzy, że człowiek mógł podjąć tak ważną dla siebie decyzję w ciągu zaledwie kilku minut...
Główne zdjęcie: storyfox