- Syn mówi: „Mamo, przecież widzisz jaka jest sytuacja: tylko ty możesz pomóc!” - opowiada sześćdziesięcioletnia Pani Danuta.

- Moja synowa zachorowała dzień wcześniej, ma gorączkę, katar, boli gardło. Oczywiście zabranie ze sobą dzieci nie wchodziło w grę. Mój syn pracuje przez cały dzień. Iwona, moja synowa, postanowiła pojechać do szpitala! Dlatego musieliśmy zabrać dzieci do siebie. Już mija drugi tydzień, odkąd się męczymy!

- Chyba to nie była jej decyzja, żeby pojechać do szpitala, prawda? Nie przyjęliby jej tak po prostu. Wygląda na to, że ma problemy ze zdrowiem, lekarz musi ją obserwować...

- Oj tam! 41 tydzień ciąży, co może być źle, trzeba jedynie urodzić dziecko! Nie ma innego wyjścia! Ostatnim razem tak szybko zaczęła rodzić, że ledwo zdążyła dojechać do szpitala. Tym razem lekarz mówi, że trzeba uważać, tym bardziej, że ona rodzi co dwa lata, zbyt mała przerwa. Od dwóch tygodni jest w szpitalu, odpoczywa, przewraca się z boku na bok, ogląda seriale i czeka na skurcze. Natomiast my się zajmujemy tymi dzieciakami..

- Rozumiem...

- Szczerze mówiąc, nie mam już siły, jestem po prostu zmęczona. Cały dzień coś robię! Mąż przychodzi wieczorem, wtedy sam zajmuje się dzieciakami, a ja po prostu padam ze zmęczenia, nie wiem, jak długo jeszcze to wytrzymam!..

Agnieszka z mężem mają 2 wnuków, a niedługo będą mieli kolejnego. Dzieci są jeszcze bardzo małe, jedno ma cztery lata, a drugie dwa.

Dzieci prawie nigdy wcześniej nie zostawały bez matki, a już na pewno nie na tak długi czas. Jeśli Sandra musiała wcześniej gdzieś pójść, zawsze zwracała się do innej babci, swojej matki.

Ostatnim razem było tak samo, gdy był tylko jeden syn, Sandra została zabrana do szpitala, zdążyła tylko zadzwonić do swojej matki i zostawiła syna u sąsiadki.

Matka szybko przyszła do domu córki, a półtorej godziny później Sandra zadzwoniła, mówiąc, że już urodziła.

Pół roku temu syn i synowa uszczęśliwili swoich rodziców - poinformowali, że po raz trzeci zostaną rodzicami.

- Powiedziałam wtedy do syna, czy on chce pobić rekord, dlaczego tak szybko? - opowiada Agnieszka. - Powiedział mi - Mamo, nie martw się, zaplanowaliśmy to i wiemy co robimy! Nie chciałam się kłócić ani nic mówić, no bo po co? Gdy wszystko jest w porządku - zostaw nas w spokoju, sami wszystko wiemy. Gdy mają problemy - mamo, pomóż, nie ma nikogo poza Tobą... A to dopiero początek!

Najstarsze dziecko chodziło już do przedszkola, ale Sandra zrezygnowała z tego, żeby zmniejszyć szansę zachorowania. Agnieszka nie będzie wozić wnuka na drugi koniec miasta.

Siedzi z nimi w domu, cały obowiązek spoczywa na niej: mąż pracuje, wraca do domu dopiero wieczorem. Dzieci są bardzo aktywne, nie sposób zająć je spokojnymi zabawami, ciągle o coś się kłócą.

Jedynym ratunkiem jest telewizor, więc oglądają kreskówki. Słyszy krzyki dzieci nawet wtedy, gdy w mieszkaniu przez chwilę panuje cisza.

- Dzieci nie są do niczego przyzwyczajone, nie potrafią się ubrać ani rozebrać, najmłodszy jeszcze w pieluszkach, nikt też nie nauczył go jeść łyżeczką, więc jedzenie jest wszędzie. Nie wiem po co im trzecie dziecko, jak Sandra poradzi sobie z trójką. Ja z dwójką już wymiękam!

Dziadek wraca z pracy o 19.00 i zaczyna opiekować się wnukami, wtedy Agnieszka zaczyna gotować jedzenie na kolejny dzień.

Podczas gdy dziadek zajmuje się dziećmi, babcia robi pranie, gotuje zupę, robi pulpety i sprząta mieszkanie, ponieważ wnuki zrobiły bałagan w ciągu dnia. Potem razem z mężem karmi i myje braci, a na koniec kładzie ich spać.

O dziewiątej wieczorem Agnieszka ma wreszcie czas, żeby zadzwonić do syna.

- Co słychać? Czy już urodziła? Co mówi lekarz?

Nie, nie urodziła i nikt nic nie wie. Lekarz nic nie mówi, zrobili USG, dziecko jest zdrowe, nareszcie dziewczynka. Teraz pozostaje nam tylko czekać.

I z każdym dniem Agnieszka jest coraz bardziej poirytowana tą sytuacją. Sandra odpoczywa jak królowa, całymi dniami leży w łóżku, mąż przyniósł jej laptopa, ogląda seriale, czatuje na forach.

Gdyby była w domu, pewnie już dawno by urodziła. Ale tam, w szpitalu, może jeszcze leżeć z dwa tygodnia. „Musi przestać się wygłupiać, albo niech rodzi, albo jedzie do domu! - mówi Agnieszka do swojego syna. - Gdy zacznie rodzić, zadzwonimy po karetkę, tak wszystkie kobiety robią!”.

- Siostrzenica sąsiadki urodziła pół roku temu, zabrali ją wieczorem, a dzień później już była w domu z dzieckiem! - opowiada Agnieszka. - Córka koleżanki też szybko urodziła dziecko. Tylko w naszej rodzinie jest zupełnie inaczej. Mówię do syna, żeby zabrał swoją żonę do domu!

- I co mówi syn?

- Co on może powiedzieć? Mamo, bądź cierpliwa, nie ma sensu już tego robić. Nikt nie pozwoli to zrobić w 41 tygodniu ciąży! Mówię, że niech napisze oświadczenie i jedzie do domu! Przecież wbrew jej woli też nie będą jej trzymać. Niech jedzie do domu, ma dwoje małych dzieci... No oczywiście powiedział mi: „Mamo, nie ma sensu, zabierzemy ją do domu, a później będziemy od razu wracać...”. Nie wiem. Ale ja już nie mam siły!

Czy naprawdę synowa nie ma racji, że zostawiła dzieci i pojechała do szpitala, by czekać na poród?

Czy też teściowa źle się zachowuje: skoro obiecała pomóc, to niech nie marudzi. Syn z żoną nie często przychodzili do nich z taką prośbą. Synowa nie poszła na imprezę, lecz jest w szpitalu. Tak po prostu nie zostawiają ludzi w szpitalu...

Główne zdjęcie: youtube