Nie spodziewałam się tego...
Wanda Witter, inteligentna starsza kobieta, obchodziła niedawno 80. urodziny. Jako młoda kobieta, Wanda pracowała jako maszynistka i nawet po tym, kiedy przeszła na emeryturę, nigdy się nie poddała - zdobyła wiedzę i została asystentką prawnika i postanowiła przenieść się do Waszyngtonu w nadziei na znalezienie pracy w stolicy.
Ale dla starszej kobiety, która już wtedy przekroczyła 60 lat, nie znalazło się miejsca w wielkim mieście. Mogła znaleźć tylko tymczasową pracę, a wkrótce nie miała już pieniędzy na płacenie czynszu za mieszkanie. Kobieta znalazła się więc na ulicy i musiała spać w noclegowni lub bezpośrednio na ulicy w śpiworze.
Owszem, otrzymywała emeryturę, ale coś się nie zgadzało: w różnych miesiącach wysokość wypłaty emerytury bardzo się różniła, od 300 do 900 dolarów.
Kobieta próbowała dowiedzieć się o powód, ale nikt nie zwracał uwagi na skargi bezdomnej staruszki. Wanda zdawała sobie sprawę, że po zrealizowaniu czeków i wydaniu emerytury, bardzo trudno będzie cokolwiek udowodnić. Nigdy więc nie skorzystała z pieniędzy i odsyłała czeki do urzędu, żądając wyjaśnień.
Nawiasem mówiąc, Wanda ma czworo dorosłych dzieci. Przez cały ten czas córka, która mieszka w innym mieście, szukała matki w Waszyngtonie. Starsza kobieta nie powiedziała swoim dzieciom, że mieszka na ulicy, dzwoniąc jedynie od czasu do czasu, aby dać im znać, że wszystko jest w porządku. Gdy córka dowiedziała się o wszystkim, oczywiście natychmiast zaproponowała matce powrót do rodzinnego miasta i zamieszkanie z nią. Ale starsza kobieta nie zgodziła się. Postanowiła, że nie opuści stolicy, dopóki nie otrzyma swoich pieniędzy.
Kobieta zostawiała całą korespondencję, którą prowadziła z urzędami, a z biegiem lat jej archiwum powiększyło się do rozmiarów trzech walizek. Wanda zawsze miała przy sobie walizki, a ludzie zaczęli myśleć, że staruszka zwariowała i w środku walizek są różne śmieci. „Wszyscy uważali mnie za wariatkę, kazali mi wyrzucić walizki” - wspomina Wanda.
Uparta staruszka przez 16 lat mieszkała w schronisku dla bezdomnych. Pewnego dnia opowiedziała swoją historię do pracownicy schroniska o imieniu Julie Turner. Kobieta poprosiła o obejrzenie dokumentów Wandy i była zdumiona: „Wszystkie papiery w tych walizkach były starannie ułożone. Przez cały czas mówiła prawdę - rząd był jej winien dużo pieniędzy”.
Julie pomogła Wandzie znaleźć prawnika, który zgodził się bronić „szalonej” bezdomnej. Wtedy nagle „obudzili się” pracownicy pomocy społecznej! 23 sierpnia na konto Wandy Witter wpłynął przelew w wysokości 99 tys. dolarów. Prawnik kobiety uważa, że nie były to wszystkie pieniądze, które rząd był jej winien.
Wandzie wciąż trudno jest uświadomić sobie, że odniosła sukces. W końcu wynajęła mieszkanie i wyprowadziła się ze schroniska dla bezdomnych.
Przez 16 lat wszyscy myśleli, że Wanda zwariowała i żaden prawnik nie chciał jej pomoc. Nawet jej własna córka uważała zachowanie matki za nierozsądne i nie wierzyła, że uda się coś z tym zrobić. Gdyby nie przypadkowe spotkanie z Julią, kobieta do końca życia mieszkałaby w noclegowni. Jak dobrze wiedzieć, że czasem sprawiedliwość zwycięża.
Główne zdjęcie: misstits.co