Uważam, że jestem złą teściową. Wszyscy mówią, że to w naszej rodzinie jest dziedziczne. Ale nic na to nie poradzę. Mam dwoje dzieci, syna i córkę. Od śmierci ich ojca wychowywałam oboje sama. Na wsi. Bez żadnej pomocy. Miałam szczęście, że w tym czasie mój syn, który jest starszy od siostry, miał już 14 lat.
Pomagał mi w obowiązkach domowych. W przeciwnym razie nie chcę nawet myśleć o tym, co by się stało. Potem, kiedy dzieci dorosły i wyprowadziły się, zostałam sama. Tak, pojawiły się oczywiście trudności. Bez tego się nie da. Ale tak naprawdę nie potrzebuję zbyt wiele. Miałam własny ogródek warzywny. Kury znoszą jajka. Bywało gorzej.
W międzyczasie moje dzieci znalazły sobie drugą połówkę i zamieszkały w mieście. Najmłodsza, Kasiunia, wyszła za mąż za lekarza. Cieszę się, że miała w życiu wszystko, może z wyjątkiem szczęśliwego dzieciństwa. Zawsze dostawała to, co najlepsze. Przeprowadziła się do innego miasta, setki kilometrów od naszej wioski i, według krążących plotek, mieszka teraz we własnym domu, tak jak ja.
Ale nie w takiej rozpadającej się chacie jak moja, tylko w normalnym, jednopiętrowym domu. Przyjeżdżała kilka razy ze swoim dzieckiem. Jednak za każdym razem nie udawało nam się z nią dogadać. Przywiozła mi dużo sprzętu, różnych rzeczy, lecz chciałam tylko się z nią zobaczyć, porozmawiać.
Ale nie. Wyjechała. Raz na kilka miesięcy dzwoni do mnie, pyta co u mnie słychać, a potem się rozłącza. Jest bardzo zajęta. Ale dzięki niej mam troje wnuków. Choć widziałam je tylko na zdjęciach. Nigdy nie przyjechała do mnie z całą trójką.
Natomiast syn ożenił się z dziewczyną jeszcze biedniejszą od nas. Półsierota, bez wykształcenia. Na początku wynajmowali mieszkanie w mieście, ale potem zdali sobie sprawę, że niezbyt dobrze sobie radzą i zamieszkali ze mną.
Moja synowa, choć nie jest leniwą dziewczyną, pochodzi z miasta. Na wsi jest zupełnie inaczej. Zauważyłam, że nie wie jak wygląda życie na wsi. Ale nigdy nie byłam do niej łagodna. Jeśli trzeba coś przynieść, wołam ją. Jeśli trzeba coś ugotować, to masz to zrobić. W swoim czasie zwracali się do mnie w ten sam sposób.
Ale podczas gdy ona coś robiła w domu, ja bawiłam się z wnuczką. Bardzo ładną i mądrą dziewczynką. Podobną do ojca i trochę na matkę. Robiłam dla wnuczki wszystko. Wydaje mi się, iż im bardziej kochałam wnuczkę, tym surowsza byłam dla jej matki. Dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę, za co jest mi wstyd.
Nie wiem, czy to z mojego powodu, czy dlatego, że szukali nowych możliwości, ale mój syn postanowił zabrać ze sobą żonę i wyjechać do pracy za granicę. Z kim miałoby zostać pięcioletnie dziecko? Z babcią.
Jedzenie, ubrania - niczego nie brakowało. Oczywiście, mogę zostać z wnuczką, czemu nie? Ale przykro mi było, że mój syn musiał opuścić swoje rodzinne strony. Synowa ma jechać z nim, a jak inaczej?
Nie było ich przez półtora roku. W tym czasie bardzo przywiązałam się do mojej wnuczki, uczyłam ją różnych sztuczek, śpiewałyśmy razem piosenki. Potem wrócili jej rodzice, zabrali ją i pojechali do miasta. Nikt mnie oczywiście nie pytał o zdanie, ale co miałam im powiedzieć? Przecież to ich rodzina.
Od tego czasu minęły cztery lata. Syn czasem do mnie dzwonił, nawet pozwalał porozmawiać z wnuczką. Ale nikt do mnie nie przyjeżdżał, chyba za sprawą synowej. Wszystko rozumiałam, nie jestem już dzieckiem. Życie toczy się dalej i każdy musi sobie jakoś radzić.
Wspieraliśmy się z sąsiadami, więc wszystko toczyło się jak zwykle. Jedyne, co mnie martwiło, to stan dachu mojego małego domku. Dach się rozpadał. Na wsi nie było żadnego fachowca ani materiału, dzięki czemu można było coś zaradzić. Niestety, zimą musiałam zatkać dziurę szmatami. Co prawda, nie miało to większego sensu.
Ale miesiąc temu rodzina mojego syna w końcu mnie odwiedziła. Wszyscy dobrze wyglądali, a wnuczka była już dorosła. Okazało się, że zarobili niezłe pieniądze za granicą i udało im się je dobrze zainwestować. To był dobry pomysł. Teraz dwójka moich dzieci osiągnęła sukces. Z dumą mogę powiedzieć, że bardzo się z tego cieszę.
Ale to moja synowa zaskoczyła mnie najbardziej. Przy stole nie przestawała mówić o tym, ile dobrych rzeczy wnuczka opowiedziała jej o czasach, gdy mieszkała ze mną. Ilu przydatnych rzeczy udało mi się ją nauczyć. Bardzo mi dziękowała i wydawało się, że zupełnie zapomniała, jak ją wtedy traktowałam.
Później rozmawiałyśmy na osobności i przeprosiłam za to, jak się zachowałam wobec niej, a ona podziękowała mi za to, czego ją nauczyłam. Zostali u mnie przez dwa dni, a potem wyjechali. Zostawili prezenty i inne rzeczy, a następnie wrócili do miasta.
Następnego ranka do mojego domu przyjechała ekipa robotników - z cegłami, cementem i różnymi innymi rzeczami. Powiedzieli, że właścicielka kazała im naprawić dom, a nawet ogrodzenie. Zgadza się, właścicielka. Chłopaki zrobili wszystko jak należy, więc nawet nie wiedziałam, jak im podziękować, ale oni tylko roześmiali się. Historia o tym, że człowiek potrafi być wdzięczny.
Jakże niesprawiedliwa wtedy byłam. Jest mi wstyd. Tymczasem okazuje się, że ludzie są często bardziej życzliwi, niż nam się wydaje. Jednak nie zawsze tak jest.