To trwa już od trzech lat. Mój syn przyprowadził do domu nową żonę, która ma już dwójkę dzieci. Na początku mówił, że to chwilowe rozwiązanie, ale potem zmienił zdanie. Powiedział, że to mieszkanie również należy do niego, więc zamierza zostać. To jest coś okropnego!
Nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji, ale Bóg mnie za coś karze, ponieważ nie mogę odpocząć na starość. Mamy dwupokojowe mieszkanie, w którym obecnie mieszkam ja, mój syn, jego żona, jej dwoje dzieci z poprzedniego związku małżeńskiego. Teraz synowa jest w ciąży z ich wspólnym dzieckiem.
On jest zdrowym mężczyzną, pracuje, ona także nie jest osobą niepełnosprawną, więc mogłaby spokojnie pójść do pracy. Jednak powiedziała, że opiekuje się dziećmi. Ciekawe... Przecież dzieci chodzą do przedszkola. Ale odkąd się wprowadzili, nie przepracowała ani jednego dnia.
Na początku syn mówił, że gdy załatwią wszystkie formalności, dzieci pójdą do przedszkola, Agata znajdzie sobie pracę i będą mogli się wyprowadzić. Wynajmą sobie mieszkanie albo wezmą kredyt hipoteczny. Zaakceptowałam to i cierpliwie czekałam.
Synowa nie jest złą osobą, ale jest leniwa. Nie chce jej się pracować ani nic robić w domu. Teraz jest w ósmym miesiącu ciąży, więc nie może nic robić. Nie kłócimy się z nią, ona zwraca się do mnie z szacunkiem, pilnuje dzieci, ale nigdy nie pomaga w domu. Dzieci, gdy już wrócą z przedszkola, oglądają albo kreskówki, albo biegają w mieszkaniu i się bawią. Czasem im powie, żeby się uspokoiły, a potem znowu przegląda coś w Internecie.
Dopóki synowa nie zaszła w ciążę, ciągle czekałam, aż się wyprowadzą. Syn cały czas obiecał, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło. Dzieci poszły do przedszkola, synowa kilka razy została zaproszona na rozmowę o pracy, ale nie została zatrudniona, więc postanowiła siedzieć w domu.
Na taką ilość osób potrzeba dużo pieniędzy, nawet na samo jedzenie. Rachunki za media są duże. Pensja syna nie wystarcza na pokrycie wszystkich wydatków, więc mieszkamy również na mój niewielki dochód i emeryturę.
Rano myję podłogę w dwóch biurach. Wychodzę o piątej rano, a przed ósmą jestem już w domu. Chciałabym się położyć, ale muszę ogarniać dom. Naczynia trzeba pozmywać, ponieważ wszyscy zjedli śniadanie i już poszli sobie, obiad trzeba ugotować, pranie wyprać i wyprasować. Przydałoby się też umyć podłogę. Synowa odprowadza dzieci do przedszkola, a potem nie spieszy się do domu. Idzie do przyjaciółki, albo na spacer gdy jest ładna pogoda, albo na manicure (nie wiadomo skąd ma na to pieniądze).
Mój syn pracuje blisko domu, więc wraca na obiad. Synowa również przychodzi na obiad. Jednak trzeba wszystko ugotować. Tym właśnie się zajmuję. Póki synowa jeszcze nie była w ciąży, to przynajmniej chodziła do sklepu, ale teraz nie może nawet tego zrobić, chyba że pójdzie po coś bardzo lekkiego, choćby po chleb czy mleko.
Mogę się położyć tylko po południu na godzinkę, gdy bolą mnie już plecy. Kładę się, trochę odpoczywam, a potem idę robić kolację, ponieważ mamy troje dorosłych i dwoje dzieci, nie da się ugotować na kilka dni.
Później dzieci wracają z przedszkola do domu, zaczynają krzyczeć. Gdy nie oglądają kreskówek, to biegają po całym mieszkaniu, bawią się, biją i płaczą. Rozumiem, że to normalne zachowanie dzieci, ale jestem już w takim wieku, że trudno mi to wszystko znieść, zwłaszcza, że wstaję o czwartej rano do pracy, a potem przez cały dzień coś w domu robię. O 17 już jestem zmęczona i chcę odpocząć.
Miałam jeszcze nadzieję, że się wyprowadzą, dopóki synowa nie powiedziała, że jest w ciąży. Wtedy próbowałam porozmawiać z synem, że nas jest za dużo w małym dwupokojowym mieszkaniu, a on mi powiedział, że to mieszkanie również należy do niego, więc nie zamierza się wyprowadzać. Nie ma gdzie, a do tego nie ma pieniędzy na to. Więc wytrzymaj, kochana mamo.
Tyle że coraz trudniej mi to znosić. Miesiąc temu trafiłam do szpitala z powodu wysokiego ciśnienia, gdy stałam przy garach. Lekarz zalecił oszczędzający tryb życia. Jak mam dbać o siebie, skoro nikt nie sprząta w domu oprócz mnie. Przecież wszędzie będzie brudno, będziemy głodni, nie będzie czystych ubrań.
Zastanawiam się na temat tego, żeby wziąć kredyt na małe mieszkanie i wyprowadzić się. Po prostu nie mogę już wytrzymać w domu, gdzie wszyscy cały czas hałasują. Niedługo urodzi się kolejne dziecko, więc w domu nigdy nie będzie spokoju.