- Mój mąż teraz ma problemy z kręgosłupem, ja też jestem padnięta - wszystko przez to, że robiliśmy porządki w domku letniskowym! - opowiada sześćdziesięcioletnia Pani Agnieszka.
- Nasza działka była od kilku lat zaniedbana, zachwaszczona, po prostu nie mieliśmy na to czasu... W tym roku pojechaliśmy z mężem zrobić tam porządek, a teraz się męczymy. Prosiłam zięcia o pomoc, ale odmówił! Nie zgodził się!
Córka Pani Agnieszki, Natalia, ma trzydzieści dwa lata i od ośmiu lat jest w związku małżeńskim z Dariuszem. Spłacają kredyt hipoteczny, wychowują córki w wieku trzech i czterech lat. Pani Agnieszka jest od samego początku zaangażowana w wychowanie swoich wnuczek.
Natalia dowiedziała się o tym, że jest w drugiej ciąży, gdy najstarsza córeczka miała zaledwie sześć miesięcy. Młoda matka doświadczyła nudności, a lekarz zdecydowanie zalecił przejście na sztuczne karmienie. Zabroniono jej również podnoszenia wózka, zalecono odpoczynek, a później nawet musiała spędzić kilka dni w szpitalu - oczywiście potrzebowała pomocy.
Pani Agnieszka chodziła do córki prawie codziennie, tak jakby do pracy: spacerowała z dzieckiem, pomagała w pracach domowych, chodziła do sklepu i apteki, zostawała z dzieckiem by Natalia poszła do lekarza, kąpała wnuczkę, karmiła. Na kilka tygodni przed porodem zamieszkała z młodą parą, do domu wróciła dopiero, gdy druga córeczka skończyła miesiąc.
Z resztą później również często przychodziła: kiedy młodsza wnuczka nie spała, to najstarsza spała i odwrotnie. Natalii byłoby bardzo trudno zajmować się nimi samodzielnie przez cały dzień. Matka ją ciągle wspierała.
- Do trzeciego roku życia mojej najstarszej wnuczki jeździłam do nich każdego dnia, tak jakbym pracowała, pomagając im przez cały dzień! - opowiada Pani Agnieszka. - Zawsze było coś do zrobienia. Kąpałam dzieci, chodziłam z nimi na spacery, gotowałam, pomagałam w tym by pójść z nimi do lekarza... Moja córka wciąż do mnie dzwoni - Mamo, czy mogłabyś przyjść? Nigdy nie odmówiłam! Rezygnowałam ze swoich spraw i biegłam do nich...
Ostatnio jednak wszystko stało się łatwiejsze: dziewczynki są już duże, bawią się razem, a córka radzi sobie z nimi sama. Pani Agnieszka i jej mąż w końcu mogli pojechać do swojego ulubionego domku letniskowego.
- W końcu nam się udało pojechać! - mówi Pani Agnieszka.
Albo przerwa miała na to wpływ, albo w domku letniskowym czekało na nich mnóstwo pracy, albo po prostu emeryci się zestarzeli i to, co kiedyś przychodziło im łatwo i przyjemnie, nie było już takie proste.
- Wygląda na to, że mąż wziął na siebie zbyt wiele! - mówi Pani Agnieszka. - Przemęczył się, zachorował. Zięć nawet nie chce rozmawiać o tym... Pierwszy raz w życiu poprosiłam go o pomoc, wcześniej nigdy tego nie robiłam. Wręcz przeciwnie, to ja zawsze im pomagałam, gdy o to prosili...
O tym, że Dariusz nie lubi jeździć do domku letniskowego i nie lubi taki odpoczynek, a także, że nie jest chętny pomagać w domku, wiadomo było jeszcze przed ślubem. Pierwsza prośba o pomoc w ogrodzie została od razu odrzucona - z całym szacunkiem, ale nie pojedzie do domku letniskowego i nie będzie tam nic robił. Ten domek nie należy do niego.
- W tym roku po raz pierwszy poprosiliśmy o pomoc! - opowiada Pani Agnieszka. - Ale on po prostu nie chce - stanowczo odmawia! Ten domek należy do was, nie muszę wam pomagać. Dariusz, nie wstyd ci? Przecież przychodzę do was codziennie, piorę, sprzątam, zajmuje się dziećmi, mimo że nie muszę. Powiedział mi, że „Nie pomagacie mi, tylko swojej córce!”. Jak to? Tak jakbym nie opiekowała się jego dziećmi, nie gotowała mu obiadów, nie sprzątała jego mieszkania...
Może zięć ma rację, jak sądzicie?
Czy matka naprawdę pomagała córce, a nie jemu? Gdyby Natalia miała innego męża, Pani Agnieszka tak samo przychodziłaby do córki, czyli to nie ma nic wspólnego z Dariuszem?
Zresztą dzieci, sprzątanie i gotowanie to obowiązki kobiet, o ile mężczyzna zarabia, prawda? Natalia wzięła na siebie obowiązek zajmowania się dziećmi i prowadzenia gospodarstwa domowego, więc niech to robi, sama czy z pomocą matki, to nie ma znaczenia...
Główne zdjęcie: youtube