Wszyscy byli przeciwni narodzinom kolejnego dziecka.

Rodzice nawet nie rozważali opcji urodzenia kolejnego dziecka. Po ciężkiej depresji poporodowej, kryzysie w państwie, ledwo wiążąc koniec z końcem i pożyczając bez końca pieniądze na wyżywienie dwóch córek, moja mama zdecydowała się na biznes. Tata pracował w policji i zaczął już poważnie pić, rzadko spędzał z nami weekendy i wieczory.

Ten tryb życia, kiedy nikogo nie ma w domu, kiedy wszyscy są zdani na siebie, a dzieci są pozostawione samym sobie, już mocno wkroczył w życie rodziny. Dopóki w pudełku spod butów mojej mamy nie uzbierało się pieniędzy na wakacje w Krymie…

Boże, co to była za bajka!

Po deszczowym i chłodnym lecie nad gorące morze. Razem z siostrą miałyśmy niesamowitą przyjemność biegać po kamyczkach, pływać, błagać na plaży o szklankę wiśni lub rurkę ze skondensowanym mlekiem. To święto życia w pełni poruszyło rodziców, jakby odwrócono ich uwagę od niekończącego się przetrwania, zrelaksowani, odmłodzeni, zaczęli chodzić trzymając się za ręce.

A miesiąc po powrocie z południa, w środku nocy zastałam mamę w kuchni rozpłakaną. Wytłumaczyła się z tego, ale zaczęła regularnie płakać, nieco później zaczeły się starcia z ojcem. Test nie oszukał - wszyscy stanęliśmy przed wielką próbą losu - uzupełnieniem w rodzinie.

W wieku 10 lat miałam już wyobrażenie jak się sprawy mają z poczęciem dzieci i (skąd? z filmów?) wiedziałam, że są takie testy ciążowe.

Znalazłam go w torbie mamy, w ukrytej bocznej kieszeni. Dwa jasne paski, codzienne skandale za ścianą, dziwny wygląd i zdrowie mojej mamy, zaciśnięte usta babci, gniewna twarz ojca i niekończące się rozmowy, " już tam nie pójdę” mamy (wtedy nie wiedziałam „gdzie”, ale teraz mam przed oczami statystyki aborcji w latach 90., straszne statystyki).

Wszystko to stopniowo rozwinęło się w duży obraz, stało się jasne, że matka spodziewa się dziecka, że nikt tego dziecka nie chce, że wszyscy dookoła mówią matce, żeby gdzieś poszła i coś tam zrobiła, ale ona kategorycznie odmówiła. Czułam nieszczęście, czułam kłopoty, wisiały nad naszym mieszkaniem, nad stołem jadalnym, gdzie zawsze są karmelki w miseczce, nad każdym łóżkiem i tuż nade mną.

To nieszczęście pachniało nad ranem, kiedy moja mama smażyła naleśniki z oczami zapuchniętymi od łez, to nieszczęście wylewało się z kranu podczas kąpieli z moją siostrą, to nieszczęście mieszkało w każdej kieszeni munduru mojego ojca.

Dziwnie było rozumieć, zgadnąć, poczuć się jak dorosły, ale widzieć, jak rodzice „rozmawiając”, próbują mocniej zamknąć drzwi (a potem krzyczą tak, że wydaje się, że sąsiedzi za ścianą mogą słyszeć).

Dziwnie było nienawidzieć naszą ukochaną babcię, która wyraźnie (instynkt dziecka podpowiadał) życzy nam czegoś złego, bo po jej wizycie mama znowu zamknęła się w toalecie i szlochała przez pół godziny. W jednym z tych momentów nie mogłam tego znieść i powiedziałam jej, że wiem wszystko, że naprawdę chcę ją wspierać. I naprawdę chcę brata lub siostrę, będę jej pomogała, tak jak w przypadku Oli, że razem poradzimy sobie ze wszystkim.

Wyobraź sobie, tak właśnie powiedziałam „razem sobie poradzimy”. Do teraz pamiętam te uczucia: bezgraniczna miłość, ulga, że nie trzeba już udawać, jakaś determinacja.

Mama od razu przestała płakać i, jak się wydaje, pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę spojrzała na mnie ciepło, ciepło i w dorosły sposób, tak jak patrzyła na sprzymierzeńca. A teraz, po latach, rozumiem, że w tej sytuacji moja siostra i ja zostałyśmy jej jedynymi przyjaciółmi. Dzieci, które już urodziła ...

Tata postawił wtedy ultimatum: „Jeśli zdecydujesz się zostawić dziecko, rodzina się rozpadnie”.

Nie mógł wybaczyć, że tym razem jego żona się zbuntowała, ich związek był w kompletnym nieładzie i bez ciąży, a krótka południowa idylla wydawała się już snem. Rodzice taty przestali komunikować się z synową. Babcia i dziadek dawali nam teraz prezenty lub zapraszali nas w weekendy, ale moja mama nawet nie rozmawiała z nimi przez telefon, od razu mi podała słuchawkę.

Koleżanki również kręciły palcami przy skroniach: „Chcesz trzeciego? Właśnie wydostałeś się z psychologicznej dziury, nikt z niemowlakiem nie robi interesów”. Argumenty były mocne, ale jeszcze bardziej mocna była determinacja mojej matki. Aż do 7 miesiąca jeździła „kupować towary” do Moskwy, nosiła na sobie ogromne torby z ubraniami dla dzieci, nie porzuciła małego, ale z takim trudem, otwartego biznesu, który między innymi przynosił dochód. A potem zamknęła stoisko na rynku, aż do lepszych czasów.

Nie wiem, na co zwykle liczy kobieta w takich sytuacjach, z czego czerpie siłę, ale z całą pewnością mogę powiedzieć, że moja mama znosiła wszystkie trudy z godnością, nie narzekała i była o wiele milsza, szczęśliwsza i bystrzejsza.

Tata dużo pił, obiecał cały czas odejść, ale nie odchodził, z mamą nie rozmawiał, ale my we trójkę (mama, ja i moja siostra) spałyśmy na podwójnym łóżku i zamykałyśmy pokój na noc, bo jak ojciec był nie w humorze, to zaczynały latać naczynia, meble i inne przedmioty. Myślę, że to najtrudniejszy etap dla naszej rodziny, gdzie wszyscy jej członkowie zostali sprawdzenie pod kątem wytrzymałości.

Starałam się całkowicie zająć się siostrą i obowiązkami domowymi, moja mama zarabiała na chleb najlepiej jak mogła i starała się nie rozpaczać, ojciec przechodził trudny i bolesny sprawdzian odpowiedzialnością, alkoholem i (jak to okazało się po latach), innymi kobietami, ale kim jestem, żeby go sądzić - sam czas postawił wszystko na swoim miejscu.

Cały koszmar skończył się pewnego słonecznego majowego dnia, kiedy urodził się mój młodszy brat.

Mama obudziła mnie w nocy i wyszeptała, że zaraz przyjedzie po nią karetka, a potem wróci z dzieckiem, wydała instrukcje na kilka następnych dni, pocałowała śpiącą siostrę, spakowała dużą torbę i wyszła. Natychmiast obudziłam Olę. Razem (och, ta dziecięca wiara w Boga) modliłyśmy się na kolanach do rana, aby wszystko było w porządku z mamą i dzieckiem. Potem tata wrócił ze służby i dowiedziawszy się, co się stało, zaczął w kółko wykręcać numer, pytając „Nie urodziła jeszcze?”. Tego dnia był absolutnie trzeźwy, ale z jakiegoś powodu płakał…

A kiedy powiedziano mu z innego końca linii: „Masz syna, 3600g , 50 cm!”, długo siedział bez ruchu i patrzył prosto przed siebie.

Ten dzieciak oświetlił nasz dom od pierwszego dnia, wrócił tam ciszę i spokój, na wiele lat stając się centrum przyciągania, które trzymało wszystkich razem, obok, w jednej uprzęży. Wszyscy wykonaliśmy świetną robotę wychowując tego chłopca.

Zgadnij, kto jest teraz ulubieńcem wszystkich krewnych? Kto jest najwspanialszym, pięknym, inteligentnym i pod każdym względem cudownym dzieckiem?

Spadkobierca, następca rodu, nadzieja i wsparcie rodziców. Naszych rodziców, którzy przeżyli kryzys i pozostali razem bez względu na wszystko.

Wniosek z całej tej historii mógłby być taki, że mężczyźni to słabeusze, że dzieci nie powinny rodzić się w takiej atmosferze. To, że bycie starszymi dziećmi w takich warunkach to kolosalny cios w psychikę, że cały nasz świat jest okrutny, że nawet nasi bliscy mogą ci to zrobić (przypomnij o pozycji moich dziadków).

Ale nie będę o tym mówić, tylko po cichu podziękuję wszechświatowi za to, co zrobiliśmy i że teraz mam kolejną kochaną osobę.

Główne zdjęcie: storyfox.ru