Nie mogę powiedzieć, że w wieku 62 lat jestem nieszczęśliwa. Mimo że przez ostatnie 16 lat mieszkam sama. Owszem, na początku byłam nieszczęśliwa. To był trudny okres, ciężko było się przyzwyczaić. Dzieci pomagały: często przyjeżdżały do mnie z własną rodziną. Opowiadały mi, co u nich nowego, jak im się układa. Podczas tych spotkań czas mijał szybko, pozostawały miłe wspomnienia.

Mam całkiem dobrą emeryturę. Do tego potrafię oszczędzać: życie mnie do tego zmusiło. Poza tym, siedząc cały czas w domu i gapiąc się w telewizor, lodówka zawsze będzie pusta. Wolę wychodzić na zewnątrz, zwłaszcza latem. Uczestniczyć w różnych wydarzeniach. Ogólnie rzecz biorąc, preferuje prowadzenie aktywnego trybu życia.

Pragnę opowiedzieć dlaczego zostałam sama. Co prawda historia będzie dość krótka i niezbyt oryginalna. Po prostu pewnego dnia mój mąż zdał sobie sprawę, że nie może mnie dłużej oszukiwać. Opowiedział mi o innej kobiecie. Spędził cały wieczór, dowodząc, dlaczego ona jest lepsza ode mnie i że to słuszna decyzja. Chciał być moim przyjacielem. Potem zostawił mnie z dwoma nastoletnimi synami. To by było na tyle.

Mimo że chłopcy byli jeszcze bardzo młodzi, od razu zdali sobie sprawę, że ich ojciec zostawił rodzinę i nie zamierza wracać. Jednak nie oddalili się ode mnie, nie zamknęli się w sobie. Nie wiem, czy to ze względu na ich charakter, czy wychowanie, ale w tamtym czasie otrzymałam od nich ogromne wsparcie. Wciąż jestem im za to wdzięczna.

Nadal pracowałam, więc mieliśmy środki na życie. Dobrze, że mój mąż nie chciał odebrać nam mieszkania: nie wiem czy poradzilibyśmy sobie. Od czasu do czasu mężczyźni okazywali mi zainteresowanie. Ale to nic poważnego. Prawdopodobnie nie byłam już w tym wieku, a poza tym nie bardzo mnie to interesowało. Nie byłam gotowa otworzyć się przed inną osobą.

Tydzień temu ktoś zapukał do drzwi. Wtedy pomyślałam, że to zapewne sąsiadka, która znów przyszła poskarżyć się na władze lokalne. Ma starą rurę w łazience, która przecieka. Sąsiadka lubi do mnie przychodzić i się skarżyć - jestem jej darmowym psychologiem. Niech ją Bóg błogosławi. Nie narzekam, czasem po prostu lubię z kimś porozmawiać.

Kiedy mężczyźni wracają

Ale tym razem to nie była ona. To był mój były mąż. Minęło 16 lat. Na początku to był dla mnie szok, bardzo się zdziwiłam że tak szybko go rozpoznałam. Mój były mąż wyglądał okropnie. Najwyraźniej jego życie wyglądało o wiele ciekawiej niż moje.

Nie rozmawialiśmy zbyt długo. Okazało się, że chce wrócić. Zdążył dwa razy się ożenić. Ale nie znalazł to, czego szukał. Czy zarobił dużo pieniędzy? Nie. Czy zobaczył świat? Nie. W zasadzie wrócił w ten sam sposób, w jaki odszedł. Tylko starszy. Wyglądał na człowieka, który się postarzał o 25 lat.

Jest chory. Nie będę mówić o jaką chorobę chodzi, ale nie jest dobrze. Cieszę się, że to nie jest zaraźliwe. Teraz poprosił mnie, żebym pozwoliła mu zostać na jakiś czas. Zobaczyć synów. Złapać oddech. Obiecał, że nie zostanie w naszym starym mieszkaniu zbyt długo - tylko przez kilka tygodni, a potem wyjedzie. Zniknie z naszego życia.

Będzie mieszkał w małym pokoju. Znajdują się tam rzeczy, które nie są mi tak naprawdę potrzebne na co dzień. Wciąż stoi tam stara kanapa.

Synowie nie zgadzają się na to. Nie mają nic przeciwko spotkaniu, ale młodszy obiecuje poważnie z nim porozmawiać. Nawet go jeszcze nie widział. O czym chce z nim porozmawiać? Mam dylemat. Z jednej strony mój były mąż dokonał wyboru dawno temu. Ale z drugiej strony: wszystko nam zostawił, a teraz prosi zostać w naszym starym mieszkaniu tylko przez kilka tygodni. Osobiście nie mam nic przeciwko temu.

Muszę podjąć trudną decyzję, ale czuję presję. Nie chcę dać się oszukać, ale nie chcę też brać całej odpowiedzialności na siebie. Może powinnam pozwolić synom porozmawiać z ojcem. Potem wszystko jakoś samo się ułoży. To dziwne i smutne, że w ten sposób rodzina się połączy, nawet jeśli tylko na krótki czas. Co zrobić, jeśli takie jest życie?

Główne zdjęcie: takprosto.cc