Nikt nie przygotowuje cię na to, że największe rany mogą zadać ci ci, którzy kiedyś trzymali cię za rękę. Zawsze wierzyłam, że rodzina to oparcie. Że nawet jeśli życie bywa trudne, to brat czy siostra to ktoś, komu możesz zaufać bez pytania. Do niedawna wierzyłam. Dziś wiem, że to tylko piękna iluzja.

Mam na imię Anna, mam 53 lata. Mój tata zmarł rok temu po krótkiej, ale ciężkiej chorobie. Był dobrym człowiekiem — spokojnym, cierpliwym, nigdy nikogo nie oceniał. Zawsze był między mną a moim bratem Markiem jak most. To dzięki niemu przez lata utrzymywaliśmy kontakt, choć nie byliśmy bardzo blisko.

Z Markiem różniliśmy się od dzieciństwa. On — energiczny, głośny, pewny siebie. Ja — raczej wycofana, ostrożna, skupiona na rodzinie i pracy. Ale zawsze myślałam, że mamy zdrową, choć trochę zdystansowaną relację. Pomagaliśmy sobie, dzwoniliśmy, odwiedzaliśmy się w święta. Bez większych konfliktów.

Po śmierci taty wszystko się zmieniło. Na początku byliśmy razem — wspólna żałoba, pogrzeb, formalności. Wydawało mi się, że te trudne chwile jeszcze bardziej nas zbliżą. Rozmawialiśmy o tym, co zrobić z mieszkaniem, jak załatwić sprawy w sądzie, co z oszczędnościami, które tata zostawił na koncie.

Ale kiedy przyszedł czas na testament — a był jasny: połowa dla mnie, połowa dla Marka — coś się w nim jakby zamknęło. Zaczął patrzeć na mnie inaczej. Już nie jak na siostrę, tylko jak na przeciwnika. Najpierw delikatnie, z ukrytą nieufnością. Później wprost.

– Myślę, że najlepiej będzie, jak sprzedamy mieszkanie i podzielimy wszystko po równo – powiedział, przeglądając dokumenty z zimną twarzą. – Tak będzie najuczciwiej.

– Rozumiem – odpowiedziałam spokojnie. – Ale może ja je odkupię? Chciałam je zostawić Kindze. Dużo w nim wspomnień, byłoby dobrze, żeby zostało w rodzinie. Dogadamy się co do ceny.

Zamiast odpowiedzi zobaczyłam grymas. Ironiczny uśmieszek.

– Ty zawsze wszystko pod siebie – rzucił. – Nawet po śmierci ojca.

W pierwszej chwili nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To było jak policzek. Poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej, a dłonie robią się wilgotne. Próbowałam to zignorować.

– Marek, nie rozumiem. Przecież rozmawiamy spokojnie…

– Tak? Bo dla ciebie to wszystko jest proste, prawda? Mieszkałaś blisko, byłaś „tą dobrą córką”, a ja zawsze byłem ten gorszy. Nie licz, że teraz ci się wszystko należy tylko dlatego, że siedziałaś przy łóżku ojca.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Poczułam gulę w gardle, jakby ktoś wcisnął mi kamień do ust. Przecież nie robiłam tego, by zyskać cokolwiek. Byłam z tatą, bo go kochałam. Bo był moim ojcem.

– Nigdy nie robiłam tego, żeby coś dostać – powiedziałam cicho.

– No jasne. Tylko przypadkiem jesteś pierwsza u notariusza, wszystko załatwione, klucze do mieszkania w torebce.

Chciałam krzyczeć, wyjść, rzucić czymś. Ale siedziałam nieruchomo, z nagłym uczuciem wstydu. Za niego. Za nas. Za to, w co się zamieniła nasza relacja.

Z dnia na dzień atmosfera robiła się coraz bardziej duszna. Każda rozmowa była napięta jak cienka nić. Marek przysyłał wiadomości pełne podejrzeń, pytał o każdy grosz. Raz zasugerował, że ojciec „na pewno coś mi przepisał jeszcze za życia” i że „może warto sprawdzić przelewy”. Poczułam wtedy, jak narasta we mnie wściekłość. I żal.

Pamiętam, jak siedziałam później w kuchni z herbatą, patrzyłam w okno i płakałam. Ale to nie były łzy smutku po tacie. To były łzy po bracie, którego już nie poznawałam.

Córka zapytała:
– Mamo, co się dzieje z wujkiem?

Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Bo sama nie wiedziałam. Jak to możliwe, że jedna śmierć obudziła w nim tyle jadu? Czy naprawdę przez wszystkie te lata tylko udawał, że jesteśmy rodziną?